To pierwsza moja notka na Ekranie. Chciałam zacząć od Miłosza, ale dzień tak okropnie ponuryi niewłaściwie oświetlony, że każdy pozytywny drobiazg podwójnie cieszy.

Cóż mnie tak ucieszyło? Otóż trzymam w ręku pierwszy numer „Uważam, RZE”.

Troszkę mnie trudu kosztowało, by tę gazetę nabyć o godzinie 14 w centrum, ale w kolejnym kiosku jeszcze była. To pierwsza malutka radość.

Druga to taka, że bardzo mi się podoba format – taki akurat do czytania. Podoba mi się również, że papier nie kredowy czy jakiś tam, tylko normalny, gazetowy. Podoba mi się także układ strony.

No i trzeci pozytyw – autorzy. Dziennikarze i publicyści, którzy dają mi poczucie komfortu. Że nie zostanę potraktowana jak bezmyślna blondynka, że nie będą mi wciskać kitu. Jasne, mogę się z nimi diametralnie nie zgadzać, przynajmniej z niektórymi, ale będzie to na poziomie przyzwoitego dyskursu.

Czwarta radość maleńka – dużo czytania, mało reklam. To wiem, że się zmieni, z czegoś muszą się utrzymywać, ale dziś jest ich niewiele.

No i na koniec – cena promocyjna – tylko jeden złoty dziewięćdziesiąt groszy!:)))

Mam tylko jedną obawę.

Podobnie witałam przed paru laty nową gazetę na rynku -„Dziennik”...

Więc życzę dziś „Uważam RZE”, by nie podzielił losu „Dziennika”, życzę wielu, wielu czytelników i stał się tygodnikiem ważnym w debacie publicznej. Niekoniecznie służyć temu muszą: błyszczący papier i bardzo kolorowe zdjęcia. Kto będzie chciał czytać, będzie czytał.

Ja właśnie zaczynam lekturę.